czwartek, 19 lutego 2009

Esfahanskie lwy

Jestesmy po raz drugi w Esfahanie, i tomiasto wydaje mi sie coraz bardziej domowe. Co prawda od dwoch dni jemy tylko falafle :) na kolacjei na sniadanie i do tego sok jablkowo - bananowy, a po poludniu takie dziwne cos, slodkie, zimne, niby lody, ale jak nam wytlumaczyl Mehdi (znajomy pan od dywanow) - jest to skrobia. Wczoraj pora wieczorowo - nocna poszlismy na spacer na slynny esfahanski most (nie sio-se pol). Jest to niesamowite miejsce spotkan Esfahanczykow, gdzie gromadza sie ludzie by razem spiewac, gdzie na przeslach mostu siedzi mlodziez na kocach i pali szisze, gdzie naprzeciwko siebie umieszczone sa dwa posagi lwow, i kiedy popatrzy sie na takiego lwa z drugiego konca mostu, to swieca mu oczy. I one naprawde swieca! Esfahan to w ogole niesamowite miasto. Moze na wiosne lub w lecie jest bardziej zielone (ale tez pewnie bardziej gorace..), ale byc moze wtedy palac Czterdzistu Kolumn, naprawde ma 40 kolumny, a nie tylko polowe. (bo teraz nie ma wody w sadzawce naprzeciwko i dlatego polowa kolumn sie nie odbija..). Ponadto maja tu mauzoleum z Trzesacymi sie Minaretami, ktore naprawde niezle sie trzesa. I to nasz pan taksiarz osobiscie nimi zatrzasl (zaraz niedlugo po tym probowal z nas zedrzec 3 razy tyle na ile sie umowilismy..). Wczoraj natomiast odwiedzilismy jeszcze jedno niesamowite miejsce - tutejszy "Kazimierz", a raczej Jolfe. Jest to armenska dzielnica, gdzie z okna taksy zobaczylismy te oslawione slodkie buraki, ktorych nie spotkalismy nigdzie w Iranie dotychczas. Tylko wtedy przez okno samochodu i nie moglismy wysiasc.. Jednakze widac na pierwszy rzut oka ze Jolfa jest juz bogatsza dzielnica miasta i bardziej zeuropeizowana - dzielnica rzadza znane marki ubran i jedzenia. A poki co remontuje chodnik obok naszego hostelu, my siedziemy w kafejce a w nocy jedziemy do Teheranu. :)

Ps. Suwiku, to malo sniegu u was musi byc, pewnie jak zwykle przesadzasz :D Moge Ci przywiezc dziecko w worku, bo maja tu ladne dzieci, czador jakis, bo sa bardzo gustowne, czarne wszystkie, albo przynajmniej szmate na glowe, oddam, wrecz swoja bo mimo juz przyzwyczajenia sie do szmaty, z checia sie jej pozbede :) napisz mi co wybierasz :)

środa, 18 lutego 2009

tam w porcie, banda grasowala

Kilka dni temu, z Szirazu zajechalismy do Bandare Bucher (Port Bucher). Jesli ktos zna "Murke" to to mniej wiecej moze odzwierciedlac to miasto po trochu :) nie tak az bardzo, ale troche. W przewodniku napisali, ze miasto to wywoluje silne emocje. I faktycznie - podzialalo depresyjnie i zlowieszczo na wszystkich. Kiedy wieczorem poszlismy sie przejsc nad Zatoke Perska, towarzyszyly nam motory, ale to norma, cieply wiatr, ale bez zapachu ryby, a pod latarniami staly ciemne typy, ktore nie mialy na pewno zlych zamiarow, ale wygladali bardzo portowo. Brakowalo tylko stojacych na rogach pan. Sama zatoka w zasadzie zwykla. zielona trawka, na trawniku rodzina strzela ze strzelby do puszek, a dwoch panow lowi obok ryby. Noc w zapyzialym hosteliku przebiegla "dziwnie". Poranek spedzilismy tez nad zatoka, zjedlismy sniadanie w grobowych humorach i poszlismy na dworzec. Zlapalismy autobus do Esfahanu i wszystko wrocilo do normy. Mozliwe, ze kazdy podruzujacy po Iranie, trafia do Bucher w polowie swojej podrozy i dopada go wtedy jakis kryzys. Mozliwe, ze nad miastem zalegaja depresyjne fale. Faktem jest jednak, ze Esfahan daje wytchnienie. Za chwile ruszamy ogladac wieczorem armenska dzielnice. Po szale zakupowym :) (szoping, szoping :D), nalezy sie cos z kultury.

sobota, 14 lutego 2009

Jazda do Yazdu i do Szirazu

Yazd zaoferowal nam moc napietego czasu. :) Tj zobaczylismy tam prawie wszystko co mozna bylo zobaczyc od tzw. "wiezienia Aleksandra" po wodne muzeum gdzie m.in podziwialismy wystawe kranow :) W kazdym razie, to co nam sie udalo to nocleg w hostelu w centrum prawie Yazdu, gdzie mielismy mozliwosc wejscia na dach. I na tym dachu napisalam kilka kartek, listow, zjedlismy mase ciastek i porobilismy zdjesc kobietom w czadorach, derwiszowi i przechodniom. Bylismy tez w swiatycnzi Czak-Czak co doslownie znaczy "kap-kap". to jest najwazniejsza swiatynia zaratusztrian. Tam spotkalismy nawet pana ktory mowil, ze to co kojarzy z Polska to Jerzego Kukuczke :) W kazdym razie czak-czak znajduje sie w dalekiej zwirowej pustyni, miedzy gorami, gdzie mimo, ze byl to 13 lutego, panowal upal niesamowity. nbie wyobrazam sobie jak tu musi byc w lecie. Swiatynia jest wydrazona w skale niesamowitej gory. Ta wycieczka tym samym pokazalismy, ze my tez umiemy sie targowac z busiarzami :) Noca pojechalismy do Szirazu - miasta poetow. To chyba w ogole najniesamowitsze miejsce :) wszedzie jest masa ogrodow, w ktoirych rosna pomarancze. Tak tak, mamy wlasnie 14 lutego, a tutaj drzewka pomaranczowe nad glowa i dlugi rekawek (ktory jest niestety wymagany..), chociaz dopiero tutaj zauwazam ze podciaganie rekawow jest odruchem jak najbardziej naturalnym, ktory trzeba niestety hamowac. :/ Codziennie jemy tutejsze jedzenie, dzisiaj byl falafel :) zywimy sie tez najrozniejszymi rodzajami tutejszego chleba i dzemem marchewkowym :) Jak znajde poczte to wrzuce do skrzynki te wszystkie kartki pisane na dachu, aczkolwiek oni tu chyba troche inaczej niz my postrzegaja koncepcje kartki pocztowej, dlatego mam nadzieje, ze one dojda.

środa, 11 lutego 2009

Czadorowe opowiesci - cd

Troche czasu minelo, ale wroce jeszcze na chwile do trasy pociagowej Stambul - Teheran :) Pociag ze Stambulu wyjezdza raz w tygodniu do Teheranu, w srode o 22.55. Jego planowany przyjazd (poodkreslam: "planowany") do Teheranu wypada w sobote okolo 18.45. Wiec troche sie nim jedzie :) Jest to troche jak podroz przez najrozniejsze pory roku i pory polityczne, ze tak to nazwe. Na poczatku jest slonce, wiosna i pieknie, potem zaczynaja sie gory isnieg, wyglada to troche jak u nas w beskidach w zimie, ale podejrzewam, ze jest duzo duzo zimniej. Podobno sa wioski (tak nam powiedzal spotkany tu wczoraj Polak z Poznania, Jacek, ktory mieszka we wschodniej Turcji) gdzie temperatura dochodzi do -40 zima. Ale pociag jest totalnie wypasiony, i chyba za cieply dla Iranczykow :) Co do kwestii politycznej - chodzi o Kurdystan. Widocznie widac "granice" - wyznaczona jest ona przez dluzszy postoj, podczas ktorego pakuja zolnierzy do pociagu i zakaz jednego z nich dotyczacy fotografowania. W kazdym razie po drodze mijamy kilka baz wojskowych , zolnierzy przy ognisku. Ale jest bezpiecznie, naprawde nie ma sie czym martwic. Dojezdzamy tak do Tantivanu, gdzie przesiadamy sie na prom. Tam juz sa sami prawie Iranczycy, po dojrzeniu przez jednego z nich naszego zeszytu do perskiego, zaczela sie integracja :) wychodzimy z promu z nowymi znajomymi i jednym "Przyjacielem" (taki dostal przydomek), ktory od tegomomentu nam we wszystkim pomaga, mowi co mamy robic jak jest kontrola paszportowa i bagazowa etc. I takim pociagiem sobie dojezdzamy do Teheranu. Zmienia sie nieco "wystroj" pociagu. Tj niewazne juz sa miejscowki i panuje ogolna zasada "kto pierwszy ten lepszy" :)
Wczorajsza kolacja z roznych wzgledow wygladala troche inaczej niz miala wygladac, niemniej jednak bylismy w prawdziwym Iranskim domu, zjedlismy zupe szpinakowa i troche znowu zostalismy poddani indoktrynacji, ale generalnie spoko. Dzisiaj natomiast z Mehdim znowu zwiedzalismy dalej Esfahan, jedlismy slodycze przy Sio Se Pol (taki slynni most) i polazilismy po meczetach i palacu. i zjedlismy tutejsze tradycyjne jedzenie no i te slodyczne pyszne :) Mowia ze Esfahan to polowa swiata (hehe, na zajeciach tez o tym mowilismy :) ). Nie wiem kiedy dalej napisze, gdyz nie wiem jak bedzie dalej z netem.

poniedziałek, 9 lutego 2009

Troskliwy Teheran

Z gory przepraszam za naduzywanie slowa "niesamowity" :) Generalnie od soboty znajmujemy sie w Iranie - kraju chyba najgoscienniejszych ludzi na swiecie. W nocy z soboty na niedziele przyjechalismy do Teheranu na dworzec kolejowy, na ktory mielismy zawitac kolo 18. Jednak znajomi Hani (studencji z teatru teheranskiego amatorskiego) znalezli nas i po krotkiej dyskusji na temat taki, ze 20 euro za noc w hotelu w teheranie za osobe to troche za duzo dla nas, wzieli nas do domu i przenocowali dwie noce za darmo, pokazali nam miasta troche, pomogli zakupic bilety powrotne i na dalsza droge, wzieli do dobrej kebabojadalni, opowiedzieli o Iranie, a my im o Polsce, pokazali probe swojego przedstawienia, wozili nas autami po Teheranie. Przy tym byli tak niesamowicie zabawni, i podobni do nas w sposobie myslenia i w postrzeganiu swiata, ze to rowniez bylo niesamowite. :) mieszkalismy w Teheranie u Alego, u niego tez odbywaja sie proby tego teatru, natomiast noc z poniedzialku na wtorek spedzilismy w autobusie do Esfahanu. Autobusy generalnie tu sa bardzo tanie. I jest wlasnie wtorkowy poranek i znalazlam wreszcie kafejke internetowa w tym kraju. Za oknem przechodza co jakis czas demonstracje, bo to wlasnie dzisiaj jest trzydziesta rocznica rewolucji i z tej okazji jest swieto i wszyscy maja wolne. Widok jest co prawda niesamowity, hasla rewolucji wciaz zywe i ciagle tak przygnebiajace, panowie w turbanach krocza dumnie na czele demontracji za flagami. Za nimi jedzie platforma na ktorej pan do mikrofonu cos krzyczy (nie calkiem rozumiem co), a za nimi podozaja kobiety w czadorach. A za nimi uliczny korek. o 14 idziemy zwiedzac miasto z przyjacielem Alego ( u ktorego spalismy w Teheranie) i ktory jest chyba wspolwlascicielem tego hostelu w ktorym tu spimy. Natomiast wieczorem czeka nas kolazja iranska w iranskiej rodzinie, na ktora zaprosil nas drugi, juz starszy wspolwlasciciel tego hostelu. Odkad tu wjechalismy, tj do Iranu, nie mam zasiegu w telefonie, wiec jesli ktos chce sie skomunikowac, to tylko na maila.

środa, 4 lutego 2009

Wiosna w Stambule

W tej chwılı wlasnie slychac glos muezzina wzywajacego na modlıtwe.
Po kılku godzınach na lotnisku w Bratyslawıe, dolecıelısmy do Stambulu. Noca Stambul z lotu ptaka jest czyms najniezwyklejszym. Znalezlısmy w Stambule dosc tanı nocleg, a Sylwia,moja znajoma oprawodza nas dzis ı wczoraj tez po Stambule. Mamy juz bılety na pocıag do Teheranu ı to przede wszystkım zajmuje nasze myslı ı plany. Wyruszamy dzıs wıeczorem, w Teheranıe bedzıemy dopıero w sobote wıeczorem. Jadlam pıerwszy raz w zycıu jadalne kasztany, dowıedzıalam sıe ze wedlug Turkow nıeladnıe pokazywac podeszwy od butow kıedy sıe sıedzı ı zaraz pojdzıemy do Blekıtnego Meczetu. Jeslı jakıes literki i nie sa widoczne w tym tekscie to przepraszam, ale tu maja dwa i i czasem sie myla.

niedziela, 1 lutego 2009

na wschód

02.02 rano wyjeżdżamy rano. (bardzo logiczne). w razie potrzeby proszę się kontaktować na adres aldabra7@yahoo.fr . zdecydowanie nie dzwonić na kom.
z mojej strony kontaktować się będę kartkami :)