środa, 11 lutego 2009

Czadorowe opowiesci - cd

Troche czasu minelo, ale wroce jeszcze na chwile do trasy pociagowej Stambul - Teheran :) Pociag ze Stambulu wyjezdza raz w tygodniu do Teheranu, w srode o 22.55. Jego planowany przyjazd (poodkreslam: "planowany") do Teheranu wypada w sobote okolo 18.45. Wiec troche sie nim jedzie :) Jest to troche jak podroz przez najrozniejsze pory roku i pory polityczne, ze tak to nazwe. Na poczatku jest slonce, wiosna i pieknie, potem zaczynaja sie gory isnieg, wyglada to troche jak u nas w beskidach w zimie, ale podejrzewam, ze jest duzo duzo zimniej. Podobno sa wioski (tak nam powiedzal spotkany tu wczoraj Polak z Poznania, Jacek, ktory mieszka we wschodniej Turcji) gdzie temperatura dochodzi do -40 zima. Ale pociag jest totalnie wypasiony, i chyba za cieply dla Iranczykow :) Co do kwestii politycznej - chodzi o Kurdystan. Widocznie widac "granice" - wyznaczona jest ona przez dluzszy postoj, podczas ktorego pakuja zolnierzy do pociagu i zakaz jednego z nich dotyczacy fotografowania. W kazdym razie po drodze mijamy kilka baz wojskowych , zolnierzy przy ognisku. Ale jest bezpiecznie, naprawde nie ma sie czym martwic. Dojezdzamy tak do Tantivanu, gdzie przesiadamy sie na prom. Tam juz sa sami prawie Iranczycy, po dojrzeniu przez jednego z nich naszego zeszytu do perskiego, zaczela sie integracja :) wychodzimy z promu z nowymi znajomymi i jednym "Przyjacielem" (taki dostal przydomek), ktory od tegomomentu nam we wszystkim pomaga, mowi co mamy robic jak jest kontrola paszportowa i bagazowa etc. I takim pociagiem sobie dojezdzamy do Teheranu. Zmienia sie nieco "wystroj" pociagu. Tj niewazne juz sa miejscowki i panuje ogolna zasada "kto pierwszy ten lepszy" :)
Wczorajsza kolacja z roznych wzgledow wygladala troche inaczej niz miala wygladac, niemniej jednak bylismy w prawdziwym Iranskim domu, zjedlismy zupe szpinakowa i troche znowu zostalismy poddani indoktrynacji, ale generalnie spoko. Dzisiaj natomiast z Mehdim znowu zwiedzalismy dalej Esfahan, jedlismy slodycze przy Sio Se Pol (taki slynni most) i polazilismy po meczetach i palacu. i zjedlismy tutejsze tradycyjne jedzenie no i te slodyczne pyszne :) Mowia ze Esfahan to polowa swiata (hehe, na zajeciach tez o tym mowilismy :) ). Nie wiem kiedy dalej napisze, gdyz nie wiem jak bedzie dalej z netem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz